Opis
W czasie naszej pracy zawodowej trwającej 52 lata zawsze niepokoił nas, ale też swoiście intrygował temat bólu, który zgłaszał pacjent. Zauważało się, że poza konkretnymi schorzeniami często odczucie to podawały osoby wyraźnie zaniepokojone i zainteresowane
swoim stanem zdrowia, pytające: „a może to nowotwór, bo u wuja tak to się zaczynało”, poddające się sugestii sąsiadek co do skuteczności jakiegoś kolorowego leku, który właściwości przeciwbólowych, a nawet przeciwzapalnych, nie miał: „ale nam pomaga” – mówiły zachwycone specyfikiem pacjentki. Zdarzały się osoby z wyraźnymi
objawami depresji – w szczerej rozmowie opowiadające o swojej trudnej sytuacji w domu – alkoholizmie, przemocy, niedocenianiu, a wręcz wyśmiewaniu czy poniżaniu przez bliskich, o swojej bezradności. Bywało, że te osoby – częściej kobiety
– w pewnym okresie życia doznawały bólów brzucha, a po żmudnej diagnostyce rozpoznawano u nich zespół jelita drażliwego (colon irritabile) i czasem pomagała religijność czy pomoc w kościelnej grupie osób o podobnej wrażliwości. Jedna z tych kobiet – zaprzyjaźniona z nami lekarka po latach cudownego uzdrowienia z problemów jelita drażliwego, również w stanie wielkiego stresu (konflikt z kimś bliskim) – nagle zaczęła odczuwać znacznie nasilony ból kręgosłupa z promieniowaniem do nerwu kulszowego. Ból uniemożliwiał ruch, leki przeciwzapalne pomagały na krótko, ból miał charakter nawrotowy i budził znaczny niepokój co do pierwotnej przyczyny. Osoba ta, doświadczona neurolog, twierdziła, że nie jest to typowe „zapalenie korzonków”, i bardzo zaniepokojona, nie czekając na sugerowane przez większość badaczy przesunięcie
w czasie badań obrazowych – leczenie i odczekanie choćby 6 tygodni, wykonała MRI kręgosłupa w trybie pilnym i zapisała się do znanego w okolicy neurochirurga, twierdząc, że tylko operacja jej pomoże.
[frg. wstępu]